Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie wciskać, gdyby nie było obowiązkiem mym oznajmić też pani, iżbyś się miała na ostrożności, bo wiem, iż już zaszła jedna omyłka.
— Jakaż to? — szyderczo mówiła podczaszyna.
— Co do księcia Prońskiego — ciągnął dalej Pełka. — Prońskich rodzina nic o nim nie wie, dlatego i w sprawie o spadek odsunięto go. Prońskim być może, ba! i podkomorzym cesarskim, ale nie księciem... Dobra śląskie w piaskach i wydmach długami oberowane... a o samym człowieku różnie mówią...
Podczaszyna słuchała, coraz się mocniej rumieniąc.
— Gdyby nie był zięciem moim, powiedziałabym, aby się z waszmością sam za te potwarze rozprawił, — ale go na jatki i waszmości szablę posyłać nie myślę, — więc tylko odpowiem sama wam: że to nasza rzecz, a nie jegomości... Trzymaj sobie o nim, co się podoba, a my też o was będziemy to myśleli, co chcemy...
Warga jej drżała, gdy to mówiła.
— Pani podczaszyno, — zimno odezwał się Pełka — nie pierwszy raz w życiu spotykamy się coraz nieprzyjaźniej — racz mi pani objawić, com przewinił?
Pokora Pełki, zamiast rozbroić, do najwyższego gniewu przywiodła panią Pociejową.
— Waszmość jak kleszcz wpiłeś się w nasz dom ze swoją przyjaźnią nieproszoną i niedziękowaną. Nie chcemy z wami nic mieć wspólnego, ani nawet znajomości... Idź waszmość swoją drogą.
— Pójdę niezawodnie, — odezwał się Pełka — ale mi pani nie możesz zabronić szacunek i afekt dla pani ekswojewodziny zachować w sercu...
To mówiąc, skłonił się poważnie i odchodził, gdy z drugiego pokoju weszła powoli dziwnie zmieniona Jadwiga. Pełka na widok jej się wstrzymał, nie patrzał już wcale na podczaszy-