Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wątpię — przerwała piękna pani — Gustaw mu zagarnął wszystko... Trudno przeciw wodzie płynąć; kto ma rozum, ten z nimi trzymać musi.
— A kto ma serce, pani podczaszyno, — dodał Wacek — ten do ostatka zostanie wiernym swojemu królowi, w złej czy dobrej doli.
Ruszyła na to ramionami podczaszyna.
— Wolno każdemu iść, kędy chce, — rzekła — a no, im dłużej tak ludzie pięknie będą prawili, tem się niewinna krew nasza dłużej lać nie przestanie.
Zagórscy zmilczeli jeszcze, panny oczy pospuszczały, Pełka już dłużej utrzymać się nie mógł.
— W ustach pana wojewody, zięcia pani podczaszyny, — ozwał się spokojnie — nie dziwiły mnie te zdania... lecz od pani, dla której oboje królestwo szczególne okazywali względy...
— Kraj mi jest milszy od króla, — przerwała, rumieniąc się podczaszyna — a kraju Jan Kazimierz nie zbawi, modląc się i płacząc... Co prawda, to nie grzech...
Milczenie, jak mak siał, nastało przez dość długą chwilę.
— A ichmość — spytała podczaszyna, spoglądając na zafrasowanych Zagórskich — z kim trzymacie?
Bracia oczyma się porozumieli z sobą tylko i Wawrzyniec, choć młodszy — łatwiejszą mający wymowę — rzekł zwolna, mierząc słowa:
— Dzięki Bogu, wotów naszych dawać nie jesteśmy zmuszeni. Takie sprawy discursive i interlocutorie, nie mogą się rozstrzygnąć... więc lepiejby je na czas inny zostawić.
Podczaszyna, której to w niesmak poszło, usta skrzywiła... panny, które były oczy popodnosiły, znowu je spuścić musiały.
— Nie taję tego, — mówiła piękna wdówka — że mój zięć, pan wojewoda, jak dawniej, tak i teraz więcej się ku Gustawowi nakłania... bo ma