Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przepraszam, bo oto on jest — odezwał się głos zwysoka i, przeciskając się przez zapierających mu drzwi, wszedł chorąży, poglądając na Pełkę... Pokłonił się zgromadzeniu.
— Obaśmy z panem Pełką jednego dnia wyprawieni i z jednem, więc którykolwiek z nas zda sprawę, toż samo powie. Zaklina król i królowa jejmość, ażeby się miasto trzymało... Leszczyńskiego posłano z Gustawem traktować...
— Dobra rzecz zdala powiedzieć: nie poddawajcie się, — przerwał Płaza — ani my też po dobrej woli tegobyśmy nie uczynili i dla sromu, i dla szkody... a no, spójrzcie do prochowni i cekhauzów, i do śpiżarni, i tam, gdzie biedny lud wodą a sucharem skołatane życie utrzymuje... popatrzcie na murów ruiny, a jeśli naówczas powtórzycie jeszcze: — nie poddawajcie się... chyba serca nie będziecie mieli.
— I rozumu! — krzyknął gwałtownie jeden ze szlachty, co się w wielkiej liczbie do Krakowa schroniła. — Całą Rzeczpospolitą mają w ręku, poddało się co żyło, a Kraków chcą Kartaginą uczynić... Przecieby go jak relikwję po Krakach i Lechach zaszanować należało... Niechby Warszawkę zajęli... nic się jej nie stanie, choć szturmem zdobędą, bo tam znowu grzybów narośnie... a naszych murów nie podniesie nikt... gdy raz padną.
— Co mi kazano rzec, — mówił spokojnie chorąży — to waszmościom, miłym panom a braciom w niedoli, przynoszę, a świadczę się panem Pełką, który też życie, jak ja, stawił, aby tu z tem przyjść, iż to, a nie co innego mówiła królowa jejmość i król sam...
— Gdyby z największemi ofiarami trzymać się było można, największe ofiary nie będą stracone, bo Kraków trzymając się, drugim doda tego ducha, którego wszyscy stracili... i może się od niego począć znowu szczęście odmienne...
Czarniecki popatrzał nań... ale nie odpowie-