chcesz, w starym piecu djabeł pali, cha! cha! cha!
— Czyżby już na to ratunku nie było? — cicho szepnął starosta...
— Ja ci powiem, chyba ty jeden go możesz ratować: pannę wykraść i sam się z nią ożenić.
Król po wybuchu śmiechu spoważniał zaraz, oczy otarł, bo go śmiech zawsze łzy kosztował i dodał, wzdychając:
— Mój starosto... niema pono rady na młode amory, które niestalsze są i łatwiejsze do rozerwania, cóż dopiero na stare, łykowate i uparte! Żal mi rodziny, bo podczaszynę znam dobrze, kobieta chciwa i obedrze was — to pewna... lecz — dodał mimowoli, wpadając w żarty, które lubił stroić z kobiet, mówiąc o nich — zyszczesz jegomość koligatkę piękną, młodą, wesołą, przyjemną... i będzie się z kim w domu zabawić...
Gdybym wam „indirecte“ w czem mógł pomóc — odezwał się król, widząc go zasmuconym.
— Niczem innem, najjaśniejszy panie, chyba tem, aby na duchownych wpłynąć powagą królewską — żeby ze ślubem zwłóczyli...
— Popróbuję, — ozwał się król — ale ja tu nie król, a pieniądze wiele mogą...
Na tem się posłuchanie skończyło...
Ze swej strony wojewoda udał się do króla z prośbą, aby z listami starostę co rychlej mógł do Polski odprawić, bo mu tu syn zawadzał.
Papiery od króla były gotowe już, zawezwano starostę, aby się stawił dla odebrania ich, gdy — tegoż samego dnia ten położył się do łóżka, oświadczając, że dla straszliwego w kościach łamania jechać nie może.
Król posłał mu zaraz doktora Żebrowskiego, medyka i astrologa, którego miał z sobą... Siedział z nim uczony ów krakowski z godzinę, rekognoskując słabość, zapisał receptę, złożoną z różnych tłuszczów, driakwi i takich ingredjencyj, których w Głogowie nie było, a królowi do-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/106
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.