Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To dzika miłość kobiety która kochać umie, nie dla siebie, nie dla namiętności, ale duszą całą. Oddając ci rękę oddałabym ci to miejsce przy sobie które zajmował on... ten... nie! nie! Jesteś dla mnie czémś większém.
— Bądźmy ludźmi! przerwał Jakób.
— Nie! nie bądźmy ludźmi, odpowiedziała Tilda, ludzie są źli, słabi, śmieszni, przewrotni, bądźmy czemś lepszém nad pospolitych ludzi. Stańmy się ideałami.
— Tobie to podobne, dla mnie! niestety!
— Więc cicho, więcéj ni słowa. Jestem aż nadto szczera, dodała płonąc cała gorączkowym rumieńcem Tilda, pojmuję chwilowy szał — i upadek, ale nie na zimno obrachowaną profanacyą kobiety... U czyjego serca siedziało dwóch ludzi, to jest gospodą dla wszystkich potém — otwartą. Jeden aż do śmierci!
— Więc on! jeden!
— Nie! ty! ty! ty, odrzekła z zapałem — ale on zabrał to ciało które kona, ty duszę która żyje.
Powiedz mi, mówiła daléj wzdychając, wierzysz w nieśmiertelność duszy, w życie za grobem?
— Wierzę, odpowiedział Jakób. Miałżeby człowiek więcéj marzyć niż może Bóg dokonać? Mo-