Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Tak się wreszcie jakoś porozumieli.
W kilka dni potém świetniéj niż kiedy otworzył się salon pani Wtorkowskiéj, do którego wabiono zewsząd gości, umiarkowanych, białych, szarych, popielatych, pstrych i zielono-czerwonych. Był to, jak mówił Sofronow, terrain neutre, wyrobiony przez niego, na którem miano się spotykać dla wzajemnego porozumienia.
Jakób bywał tu także, ale zdala stojąc więcéj widz i słuchacz niż uczestnik, Muza téż od owego pamiętnego wieczora była z nim zamyślona, pomięszana, jakby nie swoja. Nie wabiła go już na ustronne rozmowy, nie ścigała listami, nie zamawiała na przechadzki. Jakób spostrzegł tę zmianę w obejściu się z nim, ale się prawie nią uradował, nadskakiwanie mu ciężyło. Henryk który tu był częstym bardzo gościem, pomiędzy młodzieżą moskiewską znalazł najlepiéj przypadające mu do smaku towarzystwo, i zawiązał z nim stosunki.
To naturalnie spowodowało wzajemne odwiedziny, zaproszenia na obiady, wieczory i t. p. Tilda która była wcale odmiennych przekonań, na którą Jakób mimowoli wpływ wywierał, mocno się na to krzywić poczęła. Ale władza jéj w domu była nader ograniczoną a raczéj żadną prawie, pani w swoich