Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Westchnął.
— W istocie groźno patrzy przyszłość, odparł Jakób — ale w każdym wypadku więcéj jest Bożego niż ludzkiego, trzeba skłonić głowę z posłuszeństwem nawet przed tém co się nam straszném wydaje.
— Tak jest, rzekł Jankiel, tak jest — ale możeż być prawdą co mówią, że młodzież chce się porwać?
— Chcą czy nie, zawołał Jakób, może samą siłą rzeczy przyjść do tego. Rząd zdaje się sam popychać, ułatwiać, aby mieć powód do zemsty... Oni rachują na lud...
— Na lud — podchwycił Jankiel — na lud! Ja go znam najlepiéj. Lud złym nie jest, ale ileż to powodów przy ciemnocie, znękaniu, aby stanął opornie? Lud nie rozumie Polski dotąd, poszedłby gdyby widział siłę, ale sam jéj nie stworzy, bo w sobie nie czuje popędu. W r. 1831 mieli wojsko, skarb, ludzi... a nie utrzymali się — cóż dziś?
Stary potrząsł głową i po cichu powtórzył ustęp z psalmu (u żydów 89. — u nas 88.):
— „Wywyższyłeś prawicę tłumiących go, uweseliłeś wszystkie nieprzyjacioły jego.