Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

go nienawidził, bo mu nie ulegał i czcicielem jego brzucha być nie chciał, (głowy powiedzieć trudno). Opiekun dawny z którym zachował stosunki, ojciec Tildy, należał do brülowskiego pałacu ciałem i duszą — stali więc z sobą na zimno; Henryk podobno ujęty jakąś wizytą kogoś z członków rodziny Margrabiego, służył mu i wychwalał go. Bartold mniéj poddańczo, mniéj wyraźnie, chylił się także do tego systemu. Młodzież izraelska gorętsza bała się Jakóba dotknąć aby jéj nie ostudził rozumowaniem. Bądź co bądź z nią on jeszcze był najlepiéj, bo w niéj było uczucie prawdziwe, gorące i szlachetne. Ale obowiązek nakazywał powstrzymywać je, to mu miano za złe. Słowem, Jakób postrzegł się niepotrzebnym i odsuniętym.
Wśród ruchu z jednéj, a poczynających się prześladowań z drugiéj strony, gdy wszystko parło na krańce, Iwaś wszedł raz wieczorem do niego i położywszy mu rękę na ramieniu rzekł stanowczo:
— Jakóbie, chwila się zbliża gdy kraj ofiary zażąda; przychodzę do ciebie po podatek, przynoszę ci kwit, oto masz upoważnienie. Ocenisz sam ile dać możesz.
Jakób się zamyślił.
— Od ofiar się nie uchylam, rzekł, znasz mnie