Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/334

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A pani jak je znajduje? zapytał Jakób Baronowéj.
— Ja, przyznam się panu, że szanując tradycye które nakazują mi je widzieć pięknemi; muszę im przyznać nader malowniczą fizyognomią, ale... nie mogę powiedzieć szczerze aby ten kraj pusty, zniszczony, zawalony gruzami, żyjący na grobowiskach, przyjemne na mnie czynił wrażenie. Ja prozaicznie, wolę Paryż.
— To herezya w istocie! zawołał Jakób, Paryż jest czémś tak antypatyczném.
— A! godziż się to mówić! krzyknął Baron.
— Przepraszam, odparł Jakób, ale dla ludzi różnych, jak dla innych istot, są kraje właściwe, dla nich stworzone. Z tęsknotą, poezyą, smutkiem w duszy trzeba jechać do Włoch, z prozą żywota ubraną w kwiatki do Niemiec, z przemysłem do Anglii, z weselem i żądzą życia i użycia, do Paryża.
— No? a do nas do Polski? podchwycił Henryk urągająco.
— Do nas, z pragnieniem męczeństwa i podniesionym ducha nastrojem, rzekł Jakób.
— Słusznie jednak dziś śmieją się z téj pol-