Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Co się tyczy rewolucyi, przerwał Gromow, powiem co z innego powodu wyrzekł niedawno Lord Russel — był to gorzéj niż błąd, było to głupstwo.
— Ale to była — konieczność — odparł Jakób. Rosya podżegała do niéj uciskiem nieustannym, upokorzeniami, dzieci nasze hodowała pielęgnując w nich ducha rewolucyi najwymyślniejszemi środkami, skrępowaniem umysłów, doktrynami co wszystko walą a nic nie budują. Naostatek nie mogąc się doczekać upragnionego wybuchu, postąpiła sobie tak, aby go uczynić koniecznym. Dosyć przypomnieć w jakich warunkach zrobiono brankę, jak mówiono o tym wrzodzie, który miał pęknąć...
— Ale powrócimy do żydów, przerwał Henryk, bo ja ich sprawę od polskiéj oddzielam.
— Ja nie, rzekł Jakób.
— Żydzi, dodał Henryk, są dziś panami położenia, wszystko co im chciał dać naród, rząd skwapliwie potwierdził; szlachtę zduszono, ucisk najmniéj dotknął Izraelitów, bo ich kapitały są najmniéj dostępne. Zostali więc jedni ze środkami stosunkowo wielkiemi, w kraju ogołoconym ze wszystkich... Rząd widzi to dobrze, pozwoli i żąda abyśmy zajęli miejsce opróżnione przez szlachtę, woli mojżeszowych niż katolików, trzeba korzystać!