Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wspaniałym rozkwicie młodości, wdzięków, elegancyi, z poczuciem swojego bóstwa, jasna, tryumfująca, straszliwa majestatem rozbrykanéj fantazyi, i mąż — przykryty fałdami sukni niedarmo, przygnieciony jéj wielkością i siłą, zbiedzony, niemłody, wycieńczony, przestraszony swém szczęściem... coś nakształt rośliny wyjętéj z okładek zielnika w którym ją zdusiła ręka nielitościwego zbieracza.
Pomimo téj sprzeczności dwojga istot i oczywistéj niższości męża, sługi i wielbiciela, typ męzki był wszakże, choć zawiędły, zasługujący na baczne przypatrzenie się.
Twarz wygolona, niegdyś pięknych rysów, straszliwie była wychudła, nosiła na sobie piętno straconéj samoistności; widocznie człek ten czémś potężny, czuł jeszcze wielkość swoją — ale ta dziś gasła, dogasała przy słońcu wschodzącém małżonki... obchodził właśnie tą powolną abdykacyą...
Rysy oblicza szlachetne świadczyły że pochodził ze starożytnego rodu, to jest ze krwi tych co oddawna rękami na życie, w pocie czoła pracować odwykli. A że próżnowanie uszlachetnia (jeśli nie zezwierzęci), miał chudy człowieczek postawę zręczną, kształty mimo pięćdziesięciu kilku lat przyzwoite, dbale i umiejętnie utrzymywane. W zamian