Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Trzecim naostatek znalazł się tu Gromow, którego chwilowo widzieliśmy w Warszawie z Lucią Colomi, chmurny jak inni, ale z zaciętością jakąś gniewną na twarzy, dumnie podnoszący czoło jakby się chciał urągać z niedoli. — Pięknéj Włoszki już przy nim nie było; sam jeden, bawił się krusząc chleb w ręku, kosztując owoców które gniótł i przez okno wyrzucał — żaden mu się smakować nie zdawał.
Ci panowie siedzieli wszyscy spokojnie poobracani do siebie w cywilizowany sposób, to jest nie twarzami, gdy w dziedziniec zatoczył się powóz tyle obiecujący, że sam gospodarz, służba, wszystko aż do kuchcików wybiegło na jego przyjęcie.
Powóz najęty był w Genui, najwspanialszy z tych któremi hotel francuzki rozporządzał; znano po woźnicy w grocie, że woził tylko excellence i tych co po excellencku płacą.
W powozie tym siedziała kobieta w tak szeroko rozpostartéj białéj sukni, że gdy z jednéj strony fałdy jéj wychodziły aż na skrzydła powozu, z drugiéj okrywały całkiem chudego, suchego, przywiędłego mężczyznę, który u jéj boku szczupłe, przez krynolinę wyznaczone mu miejsce zajmował.
Byli to oczywiście mąż z żoną; żona w całym,