Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Tłum co się cisnął za głównymi dowódzcami był tym tłumem który wszędzie garnie się za energią i siłą, pociągnięty ich urokiem — wielkość i powaga zdobiły kilka szczególniéj obliczów. Widać w nich było męczenników niosących głowy swe i krew dla idei swobody, obluzganych potwarzą, skazanych na urągowiska ale nieustraszonych. Mamże się przyznać że widok ten napełnił mnie zarazem politowaniem, czcią i współczuciem?
„Może jeden z pierwszych, gdy wszyscy patrzący się wahali, podszedłem do dowodzącego. Poznałem go z twarzy z daleka, był to przyjaciel Iwasia, którego często widywałem w Warszawie, młody człowiek niepohamowanego zapału. Zobaczywszy mnie zdziwił się mocno.
— Co tu pan robisz? spytał. — Jestem od wczoraj, wypadkiem. — Co znaczy ta szubienica? — Wczoraj przybyli tu Moskale, odpowiedziałem smutnie, wystawiono ją dla konającego Iwasia, ale on zmarł w nocy i ciało jego tylko dziś obwieszono. — Janek zginął, zawołał dowódzca, o mój Boże! jeden z najgorętszych naszych braci, ktoż go zastąpi? Słyszałem że wczoraj ich rozbito, myślałem że ocalał. Ostatni podobno widziałem się z nim i mówiłem, ale był w gorączce, nieprzytomny. Jedną