Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ladajakim drzewcu, dzieci staréj Polski uzbrojone licho lub niezbrojne wcale — większa część miała tylko dzidy lub kosy, osmalane kije żelezcami zakończone. Na twarzach ich widać było heroizm poświęcenia, blady, bez nadziei. Mówiąc z ludźmi dawali ją drugim, ale jéj dla siebie nie mieli. Jak gladjatorowie w cyrku mogli witać tłumy: Morituri vos salutant! Nikt tylko odgadnąć nie mógł jaki rodzaj męczarni miał ich ze świata zgładzić.
„Z szubienicy zdjęte już zastali ciało zabitego Iwasia, ale rusztowanie stało w pośród rynku, gdy oddziałek nadciągnął do miasteczka. Jadący przodem dowódzca zdjął przed niém czapkę jak przed krzyżem, wszyscy uchylili głów — milczenie było uroczyste, jakby odmawiali modlitwę.
„Mieszkańcy popłoszeni z za drzwi, z pół uchylonych okien, z za węgłów spoglądali, nie śmiejąc zbliżyć się do oddziału; choć do tego biednego orła białego biło im serce, a oczy ujrzawszy go płakały zarazem radością i trwogą.
„Smutne jakieś przeczucia otaczały tych ludzi, ciężyły nad nimi, ale męztwo nie opuszczało. W garści téj żołnierzy dobrowolnych znać było że szli z przekonania, z uczucia, z pojęcia wielkiego choć ciężkiego obowiązku.