Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Tego dnia gdy Jakób z rana ostrzeżony umknął ze swojego mieszkania, z południa pan Henryk wrócił do domu na śniadanie. Było w obyczajach ich że się zwykle o téj porze z żoną widywali, choć czasem na bardzo krótką chwilę. Wieczór nie zawsze się spotykali z sobą, a rankiem Henryk wyjeżdżał nim żona wstała...
Tilda od ostatniéj rozmowy z Jakóbem spokojniejsza, zdawała się nawet tego dnia zdrowszą, rumieniec miała na twarzy.
— Prawdziwie jestem dziś zgryziony, odezwał się Henryk siadając do śniadania, zdaje mi się że moje zmartwienie i ciebie obejdzie.
Tilda podniosła głowę.
— Wiesz, dziś rano, jak się dowiaduję, sprawdziło się to co Mann od dawna przepowiadał... Jakób już miał być aresztowany...
Tilda żywo zwróciła się ku niemu.
— A! wzięto go! wzięto! podchwyciła bledniejąc.