Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

krzyki wojenne i obłamki starych pacierzy i przekleństwa, wszystko pomięszane, zgniecione w coś strasznie dzikiego i urągającego.
Jakób klęcząc podtrzymywał rozpaloną jego głowę, gdy feldfebel wszedł i za ramię go pochwyciwszy, wstrząsnął.
— No! poszedł won, stupaj! zawołał, dosyć tego rozhoworu.
— Janku mój, rzekł Jakób raz jeszcze niezważając na targanie żołnierza, ostatnie pożegnanie, słowo ostatnie... uściśnij mnie...
Obłąkany się podniósł nieco, ręce jego machinalnie obwiły się na szyi Jakóba i łkając, rzekł nagle zupełnie przytomnie, chłodno, ale z uczuciem nieokreślonym.
— Ojczyzna!!
Potém opadł na słomę śmiejąc się i płacząc gorączkowo, a feldfebel chwyciwszy za barki Jakóba, wprost go wyrzucił za drzwi.
Tu czekał już na niego Kręciel, chcieli odchodzić, żołnierz męczył ich jeszcze dopóki coś nie wydarł i naostatek puścił...
Milczący powrócił Jakób do domu Jankiela, ale gdyby nie usłużny przewodnik nie byłby nawet trafił, tak było ciemno i pozamykano wszę-