Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ale już po boju... Czy bili się dobrze nasi? Ha? poginęli? wszyscy? wszyscy? a czemuż i ja tam od razu nie padłem... szubienica... Tak, mówiono mi już o niéj, nowy, piękny stryczek konopny... powiadają, że to śmierć lekka, chociaż nieco dławiąca, jak mocny tytuń turecki. Ciebie nie wieszali nigdy patryarcho Jakóbie? ani nawet gdyś był w pierwszéj skórze, wedle Towiańskiego? Nie. Ja także pierwszy raz będę powieszony, nie mam najmniejszego doświadczenia w téj mierze... Ale sprezentuję się przyzwoicie.
— Iwasiu, ty masz może krewnych, przyjaciół, braci... mów...
— Ale nie mam nikogo, nikogo, matka dawno umarła, a ta była ostatnia, jam był mały — nie było nawet za co krzyża postawić... Naznosiłem kamyków i pokładłem w krzyż na jéj mogile.. Ojca nie znałem, umarł jeszcze przed nią — rodzeństwa nie miałem, dalsi się wyparli, byłem nadto ubogi... Nikogo! Dużo braci a ani jednego brata... Nikogo! powiedzcie tym co zostaną jedno słowo moje, wiara — do boju!
— Nic więcéj? nikomu?
— Nikomu... powoli odzyskując nieco przytomności mówił z cicha Iwaś, nikomu. Tak, bo po