Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ale mnie się widzi, że to jakoś nie może być. — Sto lat jak się to zaczęło... coraz gorzéj im, jak pieniądze do bogatego, tak siła do mocnego płynie. Im pomagają wszyscy, Polakom nikt... Świat się garnie do tego, czego się lęka. Wyście czytali księgi nasze to wiecie, i myśmy tak samo powstali wielekroć, a za każdym razem upadali coraz niżéj.
Stary posmutniał.
— Bardzo mnie troska, rzekł, ta wasza ucieczka... kiedy wy powrócicie? co się z wami stanie? Szkoda was!
Kiwał głową.
— A! nie dla siebie ja was żałuję, ale dla całego narodu naszego, bom ja widział wielu a nie znalazłem takiego jak wy człowieka, coby i świat znał i prawo szanował, a nie zaparł się pana Boga swojego. Co nam po tych żydach, którzy się wstydzą Cyces, co je za młodu nosili, do których przyszedłszy nie znajdziecie imienia Bożego u drzwi, coby Ofanim i Therafim odpędzało... To są Poszjesroel... to są Kejlef... Jednegośmy was mieli, a i to nam zabierze nieszczęście.
— Jeśli istotnie potrzebnym dla was jestem, odezwał się Jakób, bądźcie pewni, że Bóg Izraela