Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i padłszy na fotel po lekkiem skinieniu głową długo pozostał milczący.
Jakób którego te troiste odwiedziny jeszcze w łóżku zastały, szybko się odział, smutny i przybity.
— Mam ci coś powiedzieć, począł nareszcie Mann, jestem przyjacielem twojego opiekuna, byłem i jestem tobie życzliwym, umiem cię cenić, choć ty mnie pono nie lubisz... przychodzą cię przestrzedz abyś się upamiętał. Zapowiadam ci że kłamać przedemną i zapierać się byłoby próżno.
— Ale, kochany panie, rzekł oburzony Jakób, ja ani przed panem ani przed nikim na świecie nie kłamię.... Nie wszystkim widzę potrzebę się zwierzać, ale nigdy nie powiem czego nie myślę.
— To bardzo pięknie, bardzo pięknie, a rzecz znacznie uprości, odpowiedział Mann dobywając cygaro, które starannie, szkiełko włożywszy w oko, rozpatrywać zaczął — bardzo dobrze. Mówię zatém otwarcie. Tan jesteś figurą dosyć wydatną, masz majątek, nie brak ci wykształcenia, przedstawiasz więc mimowolnie pewną wybitniejszą klasę Izraelitów... i zwracasz na siebie oczy.
W takiem położeniu, w okolicznościach takich jak dzisiejsze, mówił daléj Mann, nie jesteś całkiem panem swoich czynności, każdy krok twój