Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

scy mnie odpychają... a ty, nawet ty, Iwaś, mnie nie rozumiesz!
— Zdaje mi się że cię rozumiem, spokojnie odparł młody chłopak, ale na co ci się to przyda? Ja cię szacuję, wysoko cenię twój charakter, broniłem cię i bronię... Ogół w tobie co innego widzi.
— Nie mówmyż o mnie, przerwał Jakób, niech będzie co chce... Nie możecież powstania tego powstrzymać?
— Nie możemy, stanowczo odparł Iwaś, ja ci także powiem jedno — nie mówmy o tém.
To rzekłszy wyciągnął doń rękę dla pożegnania gdy wpadł zdyszany Kruder, i naprzód postrzegłszy siedzącego Iwasia, pochwycił go za ramię.
— A! dobrze że cię złapałem nareszcie — słowo, zawołał, widzę już po stroju co się święci... Na Boga, na miłego Boga... to zawcześnie! wstrzymajcie się, zaklinam... błagam... nie czyńcie stanowczego kroku nierozmyślnie.
Iwaś uśmiechał się pogardliwie.
— Tak! zapewne byście chcieli żebyśmy się wstrzymali póki Moskale wszystkich nie wybiorą?
— A tam wszyscy poginiecie....