Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

A ja uczyniłam Isar iż żoną tego przez którego łzy rodziców moich się lały, nie będę nigdy, choćbym wiecznie nędzną sierotą być miała.
Dumą i ogniem gniewu zarumieniły się jéj policzki, była cudownie piękną.
— Dziecko moje niech liczą do Asufim, do Piggum, do Szetukim, zawołała, a niech nie będzie dzieckiem tego nędznika!
Jakób starał się próżno ją uspokoić.
— Źle mówicie, rzekł, i wasz Isar nie jest dobry, dla dziecka potrzeba ojca, dla waszych stałych rodziców pociechy, dla was uniewinnienia.
Kobieta zamilkła, w téj chwili wrzawa w przedpokoju przerwała jéj mowę, Jakób rozpoznał głos Dawida.
Lija uchwyciwszy dziecię z kolebki schroniła się do drugiéj izby, Jakób pozostał sam. Drzwi rozwarły się gwałtownie wyparte, wpadł Dawid z gniewem na twarzy, ale zobaczywszy przed sobą niespodzianie Jakóba, osłupiał. Wkrótce po zdumieniu wróciła złość jeszcze większa i z pięściami zaciśnionemi przyskoczył mu prawie do piersi. Poważna a chłodna postawa Jakóba i gruby kij który podniósł powoli, wstrzymały go, ręce opadły, zaczął niezrozumiale bełkotać.