Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ry za przykład służyć nie może, odparł Sofronow znający go lepiéj.
— Najniebezpieczniejsze plemie, szepnął hrabia, naprzód musi być uparty jako człowiek zasad i przekonań, powtóre ma ponętny w sobie mistycyzm, obleka się spirytualizmem, wywiesza sztandar prawa i moralności!! Wszystko to działa na słabych których jest większość, na kobiety... na massy.... Szczęściem że nie katolik, bobym go jednéj chwili posłał gdzieś daleko.... Ale żyd!... Niedokończył.
— Czy pan wiesz czém są Izraelici w Warszawie? odezwała się Muza śmiało, ile oni tu znaczą? czy pan nawet potrafisz ich wyróżnić wśród na pozór jednolitego społeczeństwa?
— Zawsze słyszałem że feudalni tutejsi zajadły spór z nimi wiedli.
— To w téj chwili zupełnie ustało.
— O! ustało? to źle, rzekł Baworow, to potrzeba koniecznie odnowić, głaszcząc Izraelitów, wyróżniając ich, stare divide et impera zawsze dobrze służy.
— Dziwny z ciebie polityk, przerwał Sofronow, wszystko mówisz głośno....
— Jak Taleyrand, tym tylko sposobem ludzi