Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

było i będzie zawsze: nękać i łamać grozą. Nie wymyślono na chorobę Polski i teraz innego lekarstwa nad jedno: szubienicę, wygnanie, Sybir, katorgę.
Mylim się, dołączono do tego potwarz i agitacyą patryotyczną moskiewską już się rozżarzającą, któréj na pastwę Polskę dać postanowiono.
Jakób, jakkolwiek przeciwny wszelkiemu wybuchowi, usprawiedliwiał go jednak gdy nadeszła chwila branki i dołączone do niéj urągowisko, które stanowczo popchnęło do rewolucyi.
Nie dosyć im było ofiary kiwi, dodano do niéj policzek.
Naówczas wiele serc szlachetnych uderzyło, wiele głów zawróciła rozpacz i obrażona godność narodu, wiele głosów odezwało się: zginąć ale okazać potrzeba, że nie jesteśmy bezduszną trzodą, która pod pletnią żelazną całuje rękę kata.
Mówiliśmy już jak odosobnionym był Jakób, jak wydzielonym pozostał i samotnym. Stykał się on ze wszystkiemi odcieniami opinii, ze wszystkiemi warstwami społeczeństwa, ale żadne z nim i on z żadném jedną iść nie mógł drogą. Dla człowieka czującego w sobie prawdę i siłę, nic boleśniejszego nad takie odrzucenie. Jedyną pociechą dlań była