Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kimś domu, potém tajemnie najął jéj lokal przy Śto. Jurskiéj i to porządny wcale, i tam ją umieścił. Chodzi tam czasem niepostrzeżony wieczorkami, kazałem sprawdzić, tak jest, nie ma wątpliwości, dziewczyna śliczna słyszę, skromna, bojaźliwa.
— Ale to się nie godzi z jego charakterem, przerwał Henryk, onby się pewnie ożenił, gdyby tak było.
— I mnie się też tak w początku zdawało, odpowiedział ojciec, ale musiałem się poddać najdowodniejszéj rzeczywistości. Tak jest! tak jest! to fakt spełniony!
Stary począł się śmiać.
— Ale filuta kawał z tego Jakóba... kryje się dobrze, kiedyś mu utnę figla i zawstydzę go. Tylko, sza!
— Ale, czyż to być może! rzekł Henryk.
— Ręczę ci słowem że tak jest, że ją utrzymuje, że pieniędzy dostarcza, że jest młoda i bardzo ładna... To nie ulega wątpliwości. Jeśli chcesz sądzić że to czyni przez prostą miłość bliźniego i że dla miłości bliźniego téż chodzi tam wieczorami — no, to twierdź jak ci się podoba.
— Oryginalne! słowo daję, oryginalne! rzekł pan Henryk, trochę jakoś tą wiadomością zasępiony,