Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— I to szkoda wielka, zawołał Henryk, boby nam był mógł być użytecznym, dobra powierzchowność, w głowie porządnie, nauki wiele, prezentuje się tak, że go nikt nie posądzi o żyda, ale za trzecim wyrazem palnie zaraz kim jest, na to nie poradzi. Z nim w jednem towarzystwie być straszno, tak łatwo może skompromitować człowieka.
— To prawda, rzekł p. Samuel, ja go w gruncie cenię, ale sobie powiedziałem, że nie użyję do niczego.
— Tacy ludzie są przeznaczeni na zgubę — koniec końcem wszyscy ich odepchną; ale ślepy, własnego interesu nie rozumie.
— No, a wiesz historyą matki?
— Nie — dotąd nic.
— Przyjechała tu do niego staruszka, powiadam ci, śmierdząca żydówica, a ten ją przyjmuje, nosi się z nią, chwali, słowem skandal robi z tego.
Henryk ruszył ramionami.
— Ażem ja, dodał ojciec Tildy, musiał mu otwarcie powiedzieć, żeby mi jéj do domu nie wprowadzał.
— O! on to gotów zrobić! przerwał Henryk, on gotów... i do mnie ją przywieść! Jeszcze so-