Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

grzechy, dzieci nie pokutują, a w naszéj przeszłości obficie téż jest okupujących ją zasług.... Chcę umrzeć jakem się urodził żydem.
— A! jak chcesz... nie bronię, uważaj z czém ci lepiéj... ale znowu... przykro mi to mówić — dla saméj służby i domu... zlituj się, tylko matki z wizytą do mnie nie prowadź!
Jakób zbladł, zadrżał, usta zakąsił.
— Byłeś moim dobroczyńcą, winienem ci cześć jak ojcu, nie krajże mi serca, proszę....
— Przepraszam cię, ale dla mnie to jest ważna rzecz... ja oddawna tu wszystkim wmówiłem że pochodzę z niemieckich żydów, a widzisz...
Jakób się z politowaniem uśmiechnął.
— Czy niemiecki gatunek ma być lepszym? zapytał.
— No... tak... widzisz... ale zawsze... więcéj kultury, przeszłość inna.
Jakób zamilkł, gość był niespokojny.
— Czy ona u ciebie i mieszkać będzie? spytał.
— Jeźli tylko zechce, niezawodnie, mieszkanie mam obszerne, a tu spokojniejszy byłbym o nią. Zresztą możeż się matka tułać po obcych kątach mając tu syna?
— Aj tak? tak? wybąknął pierwszy, nic nie