Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

taki dobry pan! a tu licho nadało, raptem się okazuje że... ordynarny żyd! Będą się ze mnie śmiali że ja u niego służę! Ot, nieszczęście, a tu ani tego utaić, bo widzę nie myśli sam robić sekretu... I na pierwszém piętrze te szelmy szpiegi... zaraz wszystko spenetrują. — A to takie dobre miejsce.
Jakób się ukazał we drzwiach.
— Proszę cię o wodę... prędzéj. Łaska Boża, dodał, żeś inaczéj nie postąpił ze staruszką — jest to moja matka!
— A! proszę Jaśnie Pana, zawołał zafrasowany sługa, toć to ona też mówiła... ale...
— Proszę cię o wodę... a oto, masz (wyciągnął mu kilkorublowy papierek) za twe poczciwe serce. Bóg ci zapłać!
Sługa się skłonił i pobiegł. Jakób wrócił co żywiéj do staruszki, która płakała a płakała z radości i wzruszenia.
— O wielki Boże Izraela! o Szaddai! którego imie szanował mój stary, cożeś to za łaskę uczynił dziecięciu mojemu... Gdyby cię, Jakóbie, nieboszczyk mój mógł był widzieć w tém szczęściu — jakby on umiał Bogu dziękować... ja biedna niewiasta nie potrafię, tylko łzami.
— Największe dobro jakie mam od Boga, za-