Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chciał, kupiłbym dziś dla ciebie taki majątek, jakiego tu żaden nie ma szlachcic naokoło.
— Oh! rzekł syn, a na co nam majątek. Na co nam ten kłopot? żeby te pieniądze co przynoszą teraz dwadzieścia i trzydzieści dawały nam cztery?
— Po co! po co! przerwał stary, to jest prawda, ale i nieprawda, pieniądz daje w obrocie dwadzieścia i trzydzieści, ale ty przecie wiesz jak? im więcéj on ma dać tém większy o niego strach... źle kiedy już procent duży! Kto się dorobił jak my, ten całego kapitału nigdy nie ryzykuje... a co z nim robić? co? Dać bankierom naszym? zapłacą cztery i jeszcze w nocy spać nie będę żeby z nich który nie zbankrutował. Kupić papiery? czy to one jutro nie mogą spaść? a nuż jaka wojna?
Ziemia, Dawidzie, to jeszcze najlepsza hypoteka, choć ona daje cztery i dla tego ona więcéj nie da, bo ją każdy łapie....
— Albo to ziemi zabrać nie mogą?
— Kto? spytał ojciec przestraszony.
Młodszy pokręcił głową.
— Albo to my we Francyi albo w Anglii gdzie własność jest święta? czy to u nas nie może się