Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gniem... Ten Ananas nie dla nas! dodał kiwając głową.
— Nigdym nawet nie marzył o tém, rzekłem.
— Tak się to mówi, odpowiedział, nawet przed sobą samym... ale, przestrzegam cię — dałbyś temu pokój.
Zamilkł i nie wspomniał o tém więcéj, potém wyjechał za granicę do wód, a powróciwszy zastał Tildę narzeczoną. Gdyśmy się po jego powrocie pierwszy raz spotkali, patrzał mi w oczy chciwie, badawczo, z politowaniem, wyczytał w nich rezygnacyą i cierpienie dobrze ukryte, ścisnął mi rękę; ale już nie rzekł ni słowa.
W parę dni potém spotkaliśmy się na ulicy.
— Jest to prawo święte, rzekł mi na ucho, że najsłodsze wiśnie wróble jedzą. I poszedł spiesznie daléj.
Kochał bardzo Tildę, przeczuwał jéj losy, ale z bratem wiedział dobrze że nawet mówić nie było można; miał wolę żelazną, a uczucia nie wchodziły nigdy w jego rachunki.
Pracowałem ciągle gorliwie, nie dając znać po sobie ile wewnątrz cierpiałem. Tymczasem najniespodziewańsza czekała mnie zmiana losu, mająca upragnioną obdarzyć swobodą.