Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

godzin i walki wewnętrznéj, ale już uspokojonéj rozmyślaniem.
— Słuchaj, rzekł do Iwasia, po co my się tak bardzo spieszyć mamy? czyż nie moglibyśmy tu, nad spokojnym morza brzegiem przesiedzieć choćby jeden dzień, by zebrać ducha i wypocząć?
— Jak chcesz, odparł Iwaś, dzień jeden w długiéj podróży nie waży wiele, pojmuję bardzo że po doznanym bólu, chciałbyś wytchnąć i zaczerpnąć siły od téj matki, którą jak Anteusz stopą, duchem musi dotknąć człowiek, gdy osłabnie. Ale wyznam ci, dodał z cicha, że mnie coraz większa opanowuje tęsknica. Ty może nie znasz uczucia tego, ono mnie, mimo postrachu, gna i pędzi ku chmurnemu niebu nad którem zawisł ucisk, gdzie panuje płacz i tęsknica, a przecież droższy on mi jest nad wszystko. Nie mam tam nikogo, nie mam zagona własnego na téj ziemi, przecież tęsknię do niéj i ściska mi się serce na jéj wspomnienie, i codzień mi tam pilniéj powrócić.
— Nie sądź by to uczucie było mi obcém, rzekł Jakób, i ja kocham tę smętnych losów ziemię, i jam się tam urodził, wychował, marzył, i ja jéj przedewszystkiém winienem samego siebie. To niewysłowione uczucie miłości ojczyzny, które jest