Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Późno w noc, dogorywająca lampka zmusiła go czytanie porzucić.
Wstał i przechadzał się smętny po pokoju, Iwaś nie spał, zawstydzony i przybity jego smutkiem...
— Byłeś kiedy w Dreźnie? spytał go z nienacka stając przed jego łóżkiem Jakób.
— Byłem, odparł młody człowiek nie rozumiejąc o co idzie.
— Widziałżeś tam poemat izraelskiéj przeszłości, mówił Jakób... ponury, tęskny, boleśny, który ja wolę nad dzisiejszą rozpustę bezmyślną zbogaconych bachurów takich jak ten Henryk... Widziałeś cmentarz żydowski Ruisdaela??
— Widziałem... rzekł cicho młody człowiek, przestraszył mnie alem go nie zrozumiał, jest to zagadkowy obraz, przerażający bólem jaki z niego tryska...
— Całemi godzinami można się wpatrywać w tę kartę, w ten poemat niewysłowionych smutków, mówił Jakób, niezgłębionéj boleści tajemnéj... przerażającéj jak historya atrydów, napiętnowanéj fatalizmem wiekowym dziejów nieubłaganych... ale ja wolę te łzy co płyną u cmentarza wielkiego malarza, niż śmiech co się rozlega z ust bezmyślnego