Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i ja, bądź co bądź, miałem poszanowanie, a jéj miłość dla niego nadwerężać nie chciałem. Czułem wszakże z przypadkowych wzmianek, iż kochając go, wielce bolała nad nim.
Życia jego domyślała się więcéj niż je znała; umiał bowiem urządzać je tak aby z dogodzeniem namiętnościom wszelkim pogodzić jak najściślejsze decorum i przyzwoitość.
Po roku milczenia, nie wiem, przypadkiem czy umyślnie, opiekun znowu wprowadził rozmowę na rzeczy wiary; chciał widocznie zbadać jakie wrażenie na mnie uczynił pobyt w stolicy dłuższy; spodziewał się znaleść zobojętniałym... a zdumiał się postrzegłszy rozexaltowanym. Zdziwiło go to mocno, ale potrąciwszy o tę strunę, wydającą dźwięk dlań fałszywy, — przerwał zaraz badanie rozpoczęte.
W kilka dni potém wskazał mi domy do których życzył sobie bym uczęszczał, obrachowawszy iż towarzystwo to oddziałać na mnie może.
Jednym z nich był, szczególny w istocie dom pewien rodziny bardzo możnéj Izraelitów, z pokolenia Levi, któréj było członków wielu żyjących w zgodzie zupełnéj, chociaż jeden z nich pozostał Izraelitą, drugi był przeszedł do protestantyzmu, inny przyjął katolicyzm. Krewny mój stawiał mi