Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/328

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie przeczę, przerwał Mann dumnie spoglądając na Jakóba, że pan Jakób mówi pięknie i szlachetnie, ale to są ogólniki, prawo zachowawcze wyżéj nad wszystko stoi. Znacie to pytanie talmudu o naczyńku wody? my Polaków nie ocalimy dzieląc się z nimi tą wodą, a podzieliwszy się nią zginiemy z nimi. Czy im co z tego przyjdzie że zginiemy razem?
Wszyscy milczeli, Jakób miał odwagę stanąć jeszcze w obronie swych przekonań.
— Starajmy się czynić wedle sumienia co można, rzekł, równie dla zachowania ich jak siebie, to obowiązek. Nie uchylajmy się od ofiar gdy konieczność ofiary przyjdzie, a w dniach boleści podzielmy się ich goryczą.
— Nadto Waćpan pieprz lubisz, rzekł Symon, będziesz go w życiu miał do syta, ręczę ci.
— Ale tu giełdy godzina, a myśmy nic nie uradzili, poczęli się odzywać drudzy.
— Prawdę rzekłszy, dodał Bartold, ja nie wiem co na dzisiejszych danych uradzić i postanowićby można? Z wypadków jakie są i o tém co być może niepodobna wyrokować; rzeczy są jeszcze wielce niejasne, należy czekać, w ostatku godzę się z Jakóbem iść drogą prostą, tylko nie w przepaść.