Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rem za uchem, z malczykami i samowarami rozgości się na pobojowisku.
Widzę, patrzę — dodał — przeczuwam przyszłość waszą,... krwawa, straszna!! Przesadzone wsie, wyludnione kraje, krocie ludzi w Sybirze, potwarze na naród miotane, sromotne naigrawania, bezduszną zemstę, ruiny, popioły... Ale dobrze wam tak będzie! zasłużyliście... zgubicie ojczyznę moją!
— Uspokójże się pan — uspokój, przerwał Jakób.
— Mówisz o uspokojeniu — zawołał Gromow — a mieszkałeś ty w téj piersi? a wiesz ty co to wygnanie? a znasz ty katorgę?... Ja na cały żywot mój skazany jestem; jedno z dwojga, albo na kajdany niewoli, lub na ostateczne spodlenie... lub na to wieczne wygnanie, od którego oczy, serce, dusza odwracają się wciąż ku ojczyznie i krwią płaczą... Wieszże ty co to ojczyzna na obczyźnie? to matka, to ojciec, to siostry, to bracia, co zapomnieli cię, którym się ciebie wyprzeć kazano, którzy imienia twego wymówić nie mogą, bo imie twe wygnane jest z tobą... to tęsknota za ziemią co cię wy piastowała, za chmurném niebem, za nędzą swoją... za wszystkiém swojém... to śmierć i konanie powolne... To jeszcze nic gdy się cierpi