Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

oprzeć tak długiéj i starannéj edukacyi. — Wszyscy to wiedzą. — Ale wy!! wy byście już rozum mieć powinni, nauczyć go was mogłoby nieszczęście, zawody, męczarnie, upadki... Mimo to (winowat) pozwólcie sobie powiedzieć, żeście — głupi.
Jakób stał ruszając ramionami.
— Ale czegoż chcecie odemnie? spytał zafrasowany.
— Jakto! wyście mnie jeszcze nie zrozumieli? podchwycił Moskal. — Ależ idźcie, proście, nawracajcie, opamiętywajcie, krzyczcie, niech wasza młodzież nie robi szaleństwa, niech powstrzyma rewolucyą, niech czeka!
— Ja — za mało na to mam siły.
— Przyślijcież mi kogo, z kimbym pomówił.
— Pozwól być szczerym, jakże chcecie aby wam, Moskalowi odradzającemu rewolucyą, uwierzono?
— To prawda, do stu... ależ ja... ja im dam dowody że wierzyć mi mogą, mam je na piśmie i na ciele mojém. Pokażę plecy całe poszarpane od knuta, pokażę te ręce na których białe blizny w pierścienie wypiętnowały kajdany.
Uderzył się w piersi.
— Nie! nie! nie uwierzą mi! ani tobie! ani