Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ktoś wyżéj, co kieruje... czuję coś tajemniczego. Młodzież narzędziem ale któż ją prowadzi? kto rozkazuje?
— O ile wiem, sami oni....
— Ale młodzież, mój panie, do czynu, do boju, nie do rady... płomieniste serca, głowy niedojrzałe.... Mogliżbyście losy kraju zdać na jéj ręce? nie... nie....
Ty się mnie lękasz, ty mówić mi nie chcesz?
— Słuchaj pan, zwolna i spokojnie począł Jakób. Wyznasz że gdybym miał obawę, tak mało was znając, byłaby ona usprawiedliwioną może, ale daję wam słowo uczciwego człowieka że do spisków żadnych nie należę, nie wiem nic nad to jedno, że gdy uczuję obowiązek pójść z drugimi i dać się zabić — pójdę i zginę.
Spojrzał nań Gromow zdziwiony.
— Wierzę ci, rzekł, ale jakże nie podzielając ich przekonań, masz iść z nimi na śmierć? To dla mnie, wyznam ci, heroizm niezrozumiały.
— Nie jest to heroizm żaden, odparł Jakób, my jako żydzi jesteśmy tu w położeniu wyjątkowém, potrzebujemy dowieść poświęceniem się, żeśmy synami téj ziemi, że ją kochamy....
— Ale jéj tém nie zbawicie?