Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ludzkości starczy to jedno byśmy w nich przeważne zajęli stanowisko. Czemże są inne zdobycze narodów przy téj naszéj? Kto nam zrówna?
Mówił a nie postrzegł Jakób że prawie od chwili gdy poczynał, z cicha się zbliżył ode drzwi wewnętrznych mężczyzna stary, siwy, w dawnym ubiorze żydowskim. Suchy, schylony, blady był i wyżółkły. Miał na sobie czarny żupan obcisły lamowany axamitem i na aftki spięty, pas na biodrach czarny i aksamitną czapeczkę na głowie. Twarz mimo późnéj starości wyrażała umysł żywy i nie uśpiony.
Był to ojciec Bartolda, stary Aron, który się nigdy prawie nie ukazywał u syna, a bawił lat kilkanaście czytaniem talmudu. Tym razem wszedł do syna korzystając z chwili w któréj, zdawało mu się że Bartold sam być musiał, a wypadek, traf uczynił go mimowolnym słuchaczem natchnionego Jakóba.
Ostatnich słów domawiał on, gdy Aron który pierwszy raz widział go w życiu, z lekka uderzył po ramieniu:
— Nie wiem ktoś ty jest, rzekł, ale mówię do ciebie jako do syna Izraela, niech błogosławieństwo patryarchów będzie z tobą. Lepsze jest to coś