Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To mało, rzekł Mann.
— Nie licytujcież jéj dopóki przynajmniéj zamąż nie pójdzie, przerwał Symon, potém....
— Oj to kute baby, dodał Mann, kute baby... Wtorkowska nie ma złamanego szeląga a żyje, jak... pójdź zobacz... jak mieszka, jak się ubiera, jakie apartamenta... jak u nas!
— Żeby ona tylko nie myślała na Jakóba polować! rzekł Symon, cóś mi już ta wizyta nawet widzi się podejrzaną....
— Ale mieszkają o trzy kroki! przerwał Henryk.
— Tém bardziéj, a szkodaby tym Harpijom Jakóba, dorzucił Symon.
Gdy ci panowie tak szepczą, Muza obojętnie przystąpiła do fortepianu przeglądając nuty z których Tilda grała przed chwilą. Było to coś Schumanna. Zaczepiła z lekka Jakóba aby mu się nie dać zaraz oddalić, jakiś smutek zimny, znudzenie wiało od niéj; niby chłodno ale ciekawie przypatrywała mu się, niby mimowolnie wlepiała weń oczy dziecinnie, naiwnie szukające... czegoś upragnionego.
Jakób w głębi nie poczuł nawet wzruszenia jakie rodzi wspomnienie lat młodszych.
— Pamiętasz pan nasze z Tildą przechadzki,