Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

był dotąd żonaty, pani Wtorkowska dowiadywała się, czatowała, uparcie jęła się myśli wyswatania mu córki. Jéj zdaniem z trochą dobréj woli wspomnienia owe młodzieńcze suche i zimne, można było odgrzać i uczynić płomienistą zorzą...
Matka i córka teraz dla siebie już żadnych nie miały tajemnic, były to dwie dobre przyjaciołki, spiskujące wspólnemi siłami.
Tegoż dnia gdy Jakób powróciwszy zaciągnięty został na ów obiad do państwa Henrykowstwa — do domku w alejach wpadła sama pani Wtorkowska, powracająca z miasta, zadyszana i zastała córkę przy oknie na szezlągu czytającą romansidło Féval’a.
Zatrzymawszy się nieco we drzwiach matka con amore, patrzała na swe dziecię.
— Śliczna mi dziś jesteś! zawołała z radością, a! to dobrze! mam ogromne plany na myśli... coś olbrzymiego i co się udać powinno... Teraz zwyciężyć musimy — lub umrzeć.
— A! cóż się stało? zrywając się, rzucając książkę i oczy kierując ku zwierciadłu, zawołała Muza, co się stało?
— Dowiedziałam się w téj chwili, wystaw sobie, że Jakób, wiesz ten twój dobry znajomy...