Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rękę na ramieniu i nie kiwnąwszy mi nawet głową coś mu poszeptała śmiejąc się do ucha. Był to dla mnie znak ażebym co rychléj wyszedł, czułem się już nad miarę natrętnym i zabierałem do odwrotu, samemu pilno mi było.
Mann wcale nie myślał wstrzymywać; lekko bardzo pożegnał mnie i powrócił do salonu, do którego znać było mu spieszno. Dowiedziałem się późniéj o wielu jego dobrych uczynkach, ale, słusznie czy nie, wszystkie one tłumaczono niezmierną próżnością tego człowieka. Miałby w istocie zasługę, że w najtrudniejszych czasach wszędzie otwarcie stawał za żydów i za żydami jawnie się ujmował, że się pochodzenia nie wypierał, chlubił niém nawet, ale za to sam chciał wszędzie reprezentować swój naród i wciskać się gdzie tylko było można w jego imieniu. Często robił to i niepotrzebnie i niezręcznie.
Był on, jakem już powiedział, widomym wodzem, ale otaczała go niewidoma falanga doradzców zręcznych, którzy już znali środki jakiemi prowadzić go było potrzeba, i jak mu własne zdanie podsunąć, by je przyjął za swoje. Przeze drzwi, zawsze otwarte próżności, wnijść było można jedynie do wnętrza ukłoniwszy się nisko na progu;