Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

poświęcić głębszéj nauce naszego prawa i naszéj wiary.
— No! no! to choroba młodości i nie starczy na życie... ale to przejdzie. Jakób zamilkł, zaczął mówić o muzyce, ruszono się od stołu, przy czarnéj kawie wszyscy, prócz przybyłego, skupili się w kątku, a ojciec Tildy spytał Manna.
— No! cóż o nim myślicie?
— Człowiek niepospolity, mógłby nam być bardzo użytecznym, ale ćwieka ma we łbie, tę religią... Ja sam, dodał, uznaję że ona potrzebną jest dla gminu, ale oświeceni ludzie krępować się tém nie powinni.
— Tak, po staremu, odparł Symon, masz religią za zupę rumfordską... karmisz nią ubogich, sam jednak wolisz turtle...
— No, tak jest, rzekł Mann, to nie nowina.
— Mnie się zdaje że jemu to bałamuctwo religijne odejdzie, rzekł Henryk, to młodość, poezya i pietyzm razem... trzeba go tylko wprządz do pracy, bardzo się przydać może.
— Przyda się niewątpliwie... to jest dobre że choć się żydem głosi, żyda w nim nie znać... gdyby tylko tak często o tém nie wspominał!