Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Henrykowi — Henryk jest zwykle, to jest był zazdrosnym, aż do śmieszności, nie lubi mnie w męzkiém towarzystwie zostawiać. Nie rozumiem go dziś. Jest to dowód ufności lub obojętności.
— Nie mówmy o tém — wolę spytać jak się pani czujesz po podróży? dla czego dłużéj nie zostałaś we Włoszech?
— Po co? wszędzie się cierpi, i wszędzie umiera, rzekła powoli, wożę z sobą tęsknotę i boleść od chwili ślubu naszego... wszystko mi jedno na jakiém się one tle odbiją...
— Ale zdrowie?
— Ja chora nie jestem, dusza we mnie cierpi — a wy? spytała podnosząc oczy na niego.
— My? — ja... odparł Jakób mężnie — my nie mamy cierpieć ani prawa ani czasu, mężczyzna musi żyć nie życiem uczuć ale czynu... Dla tego myśmy biedniejsi i szczęśliwsi... W głębi tkwi w nas wiekuiście cierpienie, gdy raz strzała w piersi zawięźnie — ale myśleć o niéj, pieścić się z nią... nie nasza rzecz... My, jak ranny żołnierz, do ostatniego tchu walczyć musimy...
— I tak dobrze jest, zawołała Tilda.
— Ale czemużbyście i wy — panie — na cier-