Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

która miała sadzawkę na ryby, mnóstwo wygódek i wymysłów; pobiegł go żonie oznajmić.
Jakób padł na sofę znużony i smutny temi oględzinami; na ścianach domu już było wypisane męczeństwo téj kobiety, tém straszniejsze że w atłasy, złoto i erdredony obwinięte.
Po dobrym kwadransie Tilda wyszła blada, powoli, ciągniona prawie przez męża; powitała starego znajomego swego uśmiechem miłym, ale nowo przecierpianych boleści jakichś pełnym. Nastraszył się jéj oczów rozszerzonych, wpadłych, a blaskiem dziwnym iskrzących.
— A! i pan już z Włoch wróciłeś! odezwała się podając mu rękę — jakże to dobrze! Ale i tu i tam — zimno i smutno!!
— Gdzież życie weselsze? odpowiedział Jakób, to natura życia że kto na nie patrzy poważnie, smutném mu ono wydawać się musi...
— Bo téż nie potrzeba na nie tak patrzeć! przerwał Henryk podając kieliszek wódki — w ręce twoje, panie Jakóbie.
Wiecznie zapomniałem o giełdzie! zakąsić mam ledwie czas! Kochana Tildo zatrzymujże mi gościa koniecznie do mojego powrotu... proszę i wyma-