Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wtóre my się zawsze najmniéj zrujnujemy, bo choćbyśmy miliony rzucili w tę otchłań, kapitały nasze mniéj są dostępne niżeli mienie szlacheckie; — ocalejem więc zawsze majątkowo — a to już wielka rzecz, to nam da siłę. Naostatek — nie ma wątpliwości że Moskale ostatecznie wygrają, że żywioł ów nienawistny nam szlachecki zostanie zgnębiony... myśmy naówczas arystokracyą, inteligencyą — wszystkiem — kraj ten nasz.
Jakób wzdrygnął się.
— Rachuba może być proroczą, rzekł, ale jest okrutną... Z także zimną krwią patrzycie na te klęski, które w nią wchodzą?
— Ale mogęż ja co na nie poradzić? w mojéjże sile odwrócić? spytał Henryk — a nie jestemże obowiązany korzystać z położenia? Wierzaj mi — przyszłość Polski cała dziś już jest w rękach żydów. — Wczoraj pogardzeni, jutro panami będziemy... Patrz na tę szlachtę, co to jest? — plemie bezsilne, w którem zostały fantazye szlacheckie, buta staréj szlachty, zachcianki, zepsucia, wesołość, wady... a żadnéj stary cnoty. Jest to ród fatalnie naznaczony na zgubę — któż go zastąpi? Społeczność bez jakiejś... niby szlachty ostać się nie może....