Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czasy niespodzianek. Tilda jakoś nie smakowała w tych Włoszech, uparła się powrócić do kraju, mnie też to było bardzo na rękę, bo mi dano znać że tu jestem dla interesów potrzebny. Otoż, widziemy się znowu, kochany panie Jakóbie... bardzom rad, rad serdecznie... Idę do domu właśnie... bądź co bądź zabieram cię z sobą, naprzód żebym ci mój nowy dom pokazał jak go sobie urządziłem... Wiesz mam teraz dom w Alejach, zobaczysz! cacko, confort! smak! elegancya! choć Tilda go krytykuje... powtóre, pomożesz mi téż Tildę rozerwać trochę, jest znudzona, smutna, a mnie tém nudzi i smuci... kobieta, któréj doprawdy nie rozumiem — na honor! Ale któż to kiedy zrozumiał kobietę! Ma wszystko czego tylko dusza zapragnąć może, a wiecznie stęskniona i kwaśna... coś w niéj chorobliwego. — Otoż idziemy, nie prawdaż?
— Ale ja... w istocie... ja czasu nie mam... tylko co wysiadłem, tysiące interesów.
— Dajże temu pokój!! przerwał Henryk, interesa jeszcze nie wiedzą że przyjechałeś... Tilda się rozerwie... przecież dawni i dobrzy jesteście znajomi i masz u niéj łaskę... co rzadko! Chódź! proszę.
Jakób byłby się pewnie opierał, ale pokusa była