Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ność, którą porzucił prawie spokojnie przegryzającą swe więzy trzydziestoletnie, dziś była zmienioną, rozżarzoną, rozgorączkowaną, silną a codzień samoistniejszą. Mówiono, poruszano się, wyrażano, myślano inaczéj; stan istniejący uważano za tymczasowy; przyszłość jakaś niepewna ale jaśniejsza roiła się i zdawała zapewnioną przeczuciami wszystkich... siłą jaką w sobie czuł ogół.
Prawda że ta siła nie obrachowywała naówczas wcale z jakim rozpasanym dzikiem miała stanąć do walki. Znano Rosyą, ale Rosyą szanującą pewne prawa i zobowiązania, lub przynajmniéj ich pozory, usiłującą uchodzić za kraj cywilizowany, europejski; nie znano Rosyi cynicznie wściekłéj, nieprzyjaciółki praw, wiary, traktatów i szydzącéj ze wszystkiego, Rosyi Murawiewów i Katkowów. Znano też Europę nie taką jaką ją kilkadziesiątletni pokój gnuśny wyrobił, Europę dawną co przyklaskiwała Grecyi, sympatyzowała z Włochami, szanowała Węgrów, dźwigała Belgów, czuła się do posłannictwa swobody i postępu; a nie tę zgniłą i strupieszałą która patrzeć miała ziewając, z krwią zimną na męczeństwo Polski świętokradzkie.
Jakóba co chwile większe ogarniało zdumienie, nie dowierzał oczom ni uszom, ludzie mu się zdali