Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

delikatna! co to gadać! panie Jakóbie, ja z panem krewnym naszym muszę być szczerym.
— Bardzo proszę.
— To jest ze wszystkiém zły interes, odparł Dawid — i to nie jest żydowska sprawa... Nam się w to wydawać nie potrzeba, na co nam tego? to nie nasza rzecz! Nas rząd nie prześladuje, albo przynajmniéj nie tak jabby mógł, on ma nas za swoich, nam z tém dobrze, po co my mamy sobie psuć u niego broniąc tych co nas przez tyle wieków cisnęli... A i dziś choć rękę podają, to pewnie nie ze szczerego serca... Żydzi w politykę wdawać się nie powinni... obywatelami nie jesteśmy... co to do nas należy! a wa! dodał Dawid.
— Kochany panie Dawidzie, odparł Jakób powoli i chłodno — otoż co do tego różnimy się w zdaniach zupełnie... Jeżeli obywatelami być mamy i chcemy, wszystkie obywatelskie ciężary wspólnie z innymi ponosić powinniśmy... Tém się tylko dorobić możemy uznania, równouprawnienia i zgody. Rozumiem to bardzo dobrze, że rząd nas, jak wieśniaków, zechce i będzie próbował użyć przeciwko szlachcie i intelligencyi; ale czy godzi się nam, zrodzonym na téj ziemi, wykarmionym jéj chlebem, trzymać z tymi co ją uciskają i są w niéj najez-