Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak, przecież nie stoję z tobą, bo nie mogę, odparł młody chłopiec. Bądźmy z sobą otwarcie, mówiłem ci, że zaledwie mam o czém odbyć resztę podróży; muszę naturalnie szukać jak najtańszego przytułku.
— Cóż znowu! zawołał towarzysz, przyjąłeś wszakże moją małą i lichą, ale czystą braterską ofiarę, przyrzekłeś mi zostać ze mną....
Młody chłopiec potrząsnął głową.
— Ubóstwo, rzekł, ma swą dumę, jak czasem grzeczne bogactwo ma swą pokorę. Nie gniewaj się, niezależnym być pragnę. Mała to rzecz w brudnéj przenoclegować izdebce i zbyć głód pokarmem lichym, ale zdrowo jest dla duszy być tym małym kosztem swobodną.
— Rozumiem to wszystko, odpowiedział żyd spokojnie, chwalę, szanuję, ale to tylko jest dobre gdy potrzebne. Nie znasz mnie, to prawda, przecież się młode dusze nie potrzebują wypróbowywać długo, by świeżym instynktem się przeczuć i spokrewnić. — Nie ofiaruję ci wielkich rzeczy, ale małe z dobrego serca; będzie ci ze mną znośnie — to dobrze, nie — to odejdziesz... nie zmagam się na ofiary nadzwyczajne dla ciebie, ani cię zwiążę wdzięcznością upokarzającą... zapraszając z sobą