Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

stchnieniem odparła Włoszka spoglądając z ukosa na Rossyanina, który uśmiechnął się smętnie, i na Galicyanina, nie zdającego się słuchać ani słyszeć rozmowy — ale, nie osmucajmy sobie życia... Do zobaczenia w Genui!
Wszak do zobaczenia? powtórzyła — jutro naprzykład wieczorem! ale gdzie?
— A! to na Aqua sola — zawołał jeden z Włochów... gra muzyka... dzień podobno świąteczny... tam się najprędzéj spotkać możemy...
Wszyscy wstali żegnając kobietę, która podała raz jeszcze rękę Polakowi, życząc mu lepszego zdrowia.
Zaraz też umniejszone już i rozerwane towarzystwo zabierać się poczęło do odjazdu...
Duńczyk jechał dyliżansem, Cygan dostał się do omnibusu, Włosi szli pieszo, Niemiec ekonomicznie przysiadł się do wozu gospodarza, w którym obok koszyków z pomidorami miejsce sobie zamówił.
— My, pojedziemy razem, odezwał się Żyd do Polaka, ja was samych już nie puszczę... mam najęty powozik wracający do Genui, zabieram was z sobą, choćby gwałtem.
— Na cóż mam być wam ciężarem? rzekł młody człowiek.