Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Włosi skłonili głową, cygan się tylko uśmiechał.
— Człowiekowi, rzekł, tu czy tam... wszystko jedno... życie krótkie, błysk i ciemności znowu z których wyszedł.... Serca nie trzeba oddawać nikomu i niczemu — nie warto.
— A! źle mówicie, zawołała Włoszka gorąco — tyle się żyje co sercem, reszta to gorzka owocu łupina....
— Trzeba nawyknąć żywić się łupinami, odparł cygan ruszając ramiony.
Na tę rozerwaną rozmowę wszedł służący dając znać towarzystwu do którego kobieta należała, że ich vetura była gotową; dodatkowo téż przypomnieć się czuł obowiązanym, iż dyliżans zatrzymujący się u wrót trattoryi, mógłby i innych do Genui zabrać podróżnych.
Jakoś nie w porę na rozżarzone uczucia padła ta kropla zimnéj wody; znać to było po kwaśnych twarzach.
— Więc ta krótka chwila w któréj obcy spotkaliśmy się jak ludzie i pobratali tak miło, już przeszła, zawołała Włoszka z westchnieniem. Każdego znowu los w swoją pędzi stronę, jak galerników co mimo dozórcy chcieli coś poszeptać z sobą.... Czy zobaczymy się kiedy jeszcze?